Luźne uwagi nt. astrologii
08 sierpnia 2004
Jednym z podstawowych pytań, które pojawia się na kanwie rozważań astrologicznych, jest pytanie o sposób działania astrologii. O tym, że astrologia działa, wie każdy, kto poświęcił choć chwilę czasu, by wgłębić się w jej tajniki.
Owszem być może nie do końca daje się ją uchwycić w ramy badań statystycznych, być może nie zawsze dana technika prognostyczna działa w stu procentach, być może wreszcie zdarzają się horoskopy, które wyłamują się ze sztywnych ram powtarzalności, by dumnie stanąć w szeregi rzeczy tych, które noszą wspólne miano „wyjątek”. Jednak mimo tych wszystkich mieszanych uczuć z nią związanych, jest w niej coś, co sprawia, że dla człowieka chcącego wtłoczyć chaotycznie zorganizowaną rzeczywistość w sztywne ramy porządku, wydaje się być czymś, co działa! A jak działa? O, i tu już zaczyna się problem...
Jest co najmniej kilka koncepcji filozoficzno-teoretycznych, na temat działania astrologii. Przedstawię je pokrótce, choć zaznaczam, że praca nie ma na celu ich dokładnego omówienia, lecz przedstawienie pewnej mojej koncepcji na ten temat, która nie rości sobie prawa do nieomylności, a jedynie jest wstępem, zaproszeniem do dialogu i próbą wyrobienia sobie na ten temat stanowiska.
Astrologia jako religia astralna
Zacznę więc od początku, przez co rozumiem cofnięcie się do czasów historycznie najdalszych, na temat których możemy jedynie snuć domysły lub powoływać się na domysły historyków, którzy z kolei powołują się na coś jeszcze. Pozwolę sobie zacytować tekst, w którym przedstawiona jest jedna z najwcześniejszych koncepcji tłumaczących sposób działania astrologii.
„Astrologia, jak to już stwierdzono źródłowo, zrodziła się na obszarach między Eufratem i Tygrysem, a powstała na podłożu astrozofji, astronomiczno-religijnego poglądu na kosmos, stworzonego przez pierwotnych mieszkańców Mezopotamji południowej, Sumeryjczyków, ludności niesemickiego pochodzenia, przypuszczalnie przybyłej morzem z nieznanych stron. Pogląd astrozoficzny opierał się na tem, że światy gwiezdne uważano za sfery bóstw. Pogląd ten ukształtował się w pewien zamknięty system, przypuszczalnie jeszcze przed połową 4-tego tysiąclecia przed Chr.
Przepowiadanie przyszłości i losów z gwiazd, stosowane w Babilonji, było wynikiem religji astralnej, a opierało się na zużytkowaniu mitologji.”[Jan Grzywiński; Kalendarz Dziennika Ilustrowanego, rok 1932]
Podejście do astrologii jako do religii astralnej wydaje się być w dzisiejszych czasach podejściem bardzo staromodnym, zupełnie nie pasującym do współczesnej umysłowości zachodnio-europejskiej, która od czasów renesansu, szczyci się swym racjonalizmem.
No dobrze, poprzestańmy więc na tym i przenieśmy się do czasów, w których nasza umysłowość upatruje swe korzenie. Przenieśmy się do renesansu i zobaczmy jak w tamtych czasach próbowano wytłumaczyć sposób działania astrologii.
Świat jako księga
Począwszy od renesansu umysł ludzki zachwycił się mechanizmem działania kosmosu, w którym dostrzegał jeden wielki ład i harmonię, która przenika wszystko co na górze i co na dole, a na dodatek wiąże te dwa elementy łańcuchem zależności jaka występuje między „częścią” a „całością”. To były czasy, w których umysłowość ludzka traktowała rzeczywistość jako wielką księgę, w której znajduje się tysiące stron i rozdziałów, a każda z tych części zawiera jeszcze mniejsze części, które są zorganizowane w sposób uporządkowany, a ich zrozumienie zależy od poznania kontekstu całości.
Wtedy łatwo było wytłumaczyć działanie astrologii. Świat był jednym wielkim mechanizmem, w którym elementy rzeczywistości zorganizowane są w sposób, który można porównać do wielkiego zegara, w którym ruch każdej nawet najmniejszej części jest w jakiś logiczny sposób powiązany z ruchem części innej. Odpowiedź na pytanie o działanie astrologii znajdowała się wówczas w lakonicznie brzmiącym haśle znajdującym się w Szmaragdowej Tablicy. Hasło to brzmiało „jak na górze, tak na dole”, a jego prostota i dobitność przekazu najzupełniej wystarczała umysłom żyjącym w tamtej epoce.
Koncepcja synchroniczności
Wiek XX obfitował w odkrycia naukowe, które raz po raz wstrząsały harmonijnie zorganizowanym światem, którego wizja ukształtowała się w epoce renesansu. Umysłowość ludzka coraz częściej zaczęła spotykać się z czymś, co jawiło się jako nieoznaczone, nieprzewidywalne, z czymś, co jest chaotyczne i nieharmonijne. Już w XIX wieku matematyka zaczęła swój romans z nieskończonością zachowującą się w sposób dziwny i niezorganizowany; z kolei wiek XX wykorzystał przygotowaną przez matematykę siatkę pojęciową do nałożenia jej na rzeczywistość fizyczną, której zrozumienie od tamtej pory przychodzi nam z niemałym wysiłkiem.
Na początku XX wieku powstała bardzo ciekawa koncepcja, która starała się dać odpowiedź na dręczące umysł pytanie – jak to działa? Jej autorem był fizyk Wolfgang Pauli, ale nie była by tak znana gdyby nie Carl Gustaw Jung, który nawet napisał książkę o wdzięcznym tytule „Synchronity”. Pomysł był bardzo prosty. Właściwie nie stwierdzał niczego konkretnego poza tym, że zdarza się, iż w chaotycznie zorganizowanej rzeczywistości od czasu do czasu mają miejsce zdarzenia, które są do siebie jakoś podobne i występują w tym samym czasie, a mimo tego nie zachodzi między nimi związek przyczynowo-skutkowy. Tak więc istnieje człowiek i istnieją planety, człowiek nie działa na planety, ani one na niego za bardzo nie działają, lub inaczej mówiąc nie ma między nimi związku przyczynowo-skutkowego, ale ich ruch w jakiś dziwny i niewytłumaczalny sposób synchronizuje z działaniami i charakterem człowieka. Wytłumaczenie to z powodzeniem stosowano również do innych sztuk dywinacyjnych, takich jak tarot, czy księga I-ching.
Pułapka naukowości?
Pytanie o sposób działania astrologii jest aktualne również dzisiaj. A jaka jest odpowiedź? No zastanówmy się wspólnie. Zaczynasz się zajmować astrologią. Kupujesz książki i dowiadujesz się, że jest to „królewska wiedza”, która została zdetronizowana do roli służebnej wobec rozwydrzonego i pragnącego zająć swój wolny czas społeczeństwa masowego, które zaspokaja swój głód poznania przyszłości, poprzez regularne zaglądanie w horoskopy drukowane w niemalże każdym kolorowym czasopiśmie. Ty jednak wiesz, że jest to astrologia niepełna, a przez to nic nie warta, bo przecież nie uwzględnia innych czynników, które muszą być uwzględnione przy prawdziwej astrologicznej interpretacji. Wiesz również, że wcale się nie trudnisz jakimś tam wróżbiarstwem i nie łączysz się swym duchem z jakimiś „dziwnymi mocami”, tylko w sposób racjonalny i naukowy stwierdzasz, że skoro Saturn przechodził przez czyjeś tam Słońce, to z tym właśnie można wiązać zakończenie jakiejś politycznej kariery. Na pytanie, czy jest to nauka, odpowiadasz, że owszem, że trochę potwierdziła się statystycznie i że prawdopodobnie niedługo sposób jej działania zostanie przez naukę odkryty. No właśnie. Czy tak jest? Czy działanie planet na losy człowieka ma swe źródło w oddziaływaniu fizycznym? A może jest coś jeszcze, co należało by uwzględnić?
Źródła astrologii – nauka, czy wiara?
Pamiętam jak kilka lat temu byłem zafascynowany metodologią nauk społecznych, która starała się ubrać w ramy nowożytnych osiągnięć nauk matematyczno-przyrodniczych. Takie podejście zrodziło filozofię pozytywną Comta, socjologię faktów społecznych Durkheima, czy behawioryzm Skinera. Pamiętam jak wielce zaintrygowany byłem koncepcją inżynierii społecznej, która przecież tak mocno zasadza się wierze, że rzeczywistość społeczna jest w jakiś harmonijny sposób zorganizowana i że jako młody socjolog będę mógł ją wtłoczyć w jakiś lepszy czy gorszy schemat teoretyczny. Jako że astrologia była ze mną również wtedy, to starałem się te koncepcje przełożyć na nią, starałem się ją w nie wtłoczyć, by móc ją poszufladkować, poukładać i wyjaśnić. Wierzyłem wtedy mocno, że jej natura jest osadzona na oddziaływaniu natury fizycznej, które już niebawem zostanie przez naukę oficjalną potwierdzone.
Od tamtego razu mój niespokojny i mający skłonność do rozpraszania umysł zdążył już zmienić do tego tematu podejście. Z pozytywisty stałem się antypozytywistą, który zauważył filozoficzne pisma Dilthaya, który zdał sobie sprawę z tego, że psychoterapeutyczne zastosowanie behawioryzmu jest właściwie znikome, a zamiast absolutystycznej metanarracji pozytywistycznej należy skłonić się do cichego i wielce rozmazanago, lecz nie dopuszczającego do konfliktów, postmodernizmu.
Ale nie rozpraszajmy się i wróćmy do głównego pytania: gdzie są źródła astrologii i na jakiej zasadzie działa?
Myślę, że źródła są dwa: oddziaływanie fizyczne i tradycja zakorzeniona w kulturze. O tym, że działa na planie fizycznym możemy przekonać się czytając Gauquelina, który stosując aparaturę współczesnej nauki, zdołał jakieś korelacje zauważyć. W tym przypadku należy zwrócić uwagę, że jego „kosmobiologia” opierała się tylko na uwzględnieniu położenia planet, a zupełnie odrywała się od tradycyjnego tworu kulturowego, jakim jest zodiak.
No właśnie i tu dochodzimy do bardzo ważnego problemu, który można zamknąć w pytaniu: co jest dla astrologii bardziej źródłowe – zodiak, czy planety?
Myślę, że to jest jedno z ważniejszych pytań, na które powinien sobie odpowiedzieć każdy początkujący astrolog, gdyż właśnie ta odpowiedź będzie determinowała jego przyszłe podejście do astrologii.
Można więc twierdzić, że cała astrologia wyrasta z obserwacji planet, których działanie na ziemię wydaje się czymś oczywistym. Wystarczy tylko odwołać się do rytmu dobowego, który wynika naturalnego podziału na dzień-noc, rytmu miesięcznego, który wynika z obserwacji faz Księżyca, czy w końcu z rytmu rocznego, który daje się empirycznie uchwycić na podstawie zmian pór roku. No dobrze, ale gdzie w tym wszystkim jest zodiak, który jest przecież czymś tak fundamentalnym dla dzisiejszej astrologii?
Studiując literaturę przedmiotu należy się zgodzić, że struktura zodiaku jest bardzo mocno w astrologii zakorzeniona. Zobaczmy, że gdyby nie zodiak, nie było by domów, nie było by też aspektów, nie było by więc tradycyjnej astrologii. Tradycyjny system astrologiczny osadza się przede wszystkim na zodiaku. A czym jest zodiak? Czy jego oddziaływanie da się uchwycić w sposób empiryczny?
Myślę, że zodiak jest przede wszystkim zjawiskiem kulturowym, a jego początków należy szukać nie na planie fizycznym, tylko w ludzkiej umysłowości. To nie jest tak, że człowiek odkrył zodiak. Człowiek go po prostu wymyślił! Cokolwiek to znaczy, chcę przez to jedynie powiedzieć, że zodiak nie istniał od zawsze, a jego początków musimy szukać nie w przyrodzie, ale w umysłowości ludzkiej.
Zodiak jest konwencją mentalną, która około sześciu tysięcy lat temu zrodziła się w ludzkiej umysłowości i która jest na tyle koncepcją dla umysłu atrakcyjną, że w niezmienionej postaci przetrwała do dzisiaj. Myślę również – i mam świadomość, że to u niektórych może wzbudzić kontrowersje – że przyjęcie oddziaływania zodiaku wiąże się raczej z wiarą niż z faktyczną wiedzą, którą zdobywa się w sposób empiryczny. Dochodzimy do miejsca, w którym należy stwierdzić, że każdy system astrologiczny, który przyjmuje nie tylko oddziaływanie planet, ale i zodiaku, jest systemem, którego nie będzie można udowodnić w sposób empiryczny. Mało tego, twierdzę również, że przyjmowanie za fakt oddziaływania zodiaku wiąże się z aktem wiary, a nie jak komuś się może wydawać z aktem czysto racjonalnym.
Czym jest astrologia?
No dobrze, ale czym w takim razie jest astrologia i jak ona działa? Gdzie jest jej klucz? Czy leży w niej samej, a może poza nią? Jeżeli leży poza nią, to gdzie? W człowieku?
Tak, wydaje mi się, że klucz do astrologii znajduje się w człowieku. Że celem tak bardzo złożonego systemu dywinacyjnego, jakim jest astrologia, jest pobudzenie ludzkiej umysłowości do stanu wieszczego, w którym będzie w stanie wydawać sądy na temat przyszłości. Klucz nie leży w astrologii, bo gdyby tak było, to można by było ją całą uporządkować za pomocą badań statystycznych.
Myślę, że należy porzucić marzenia o uznaniu astrologii przez naukę. Nasza zachodnio-europejska racjonalność jest bardzo łakoma i pragnie zajmować coraz to nowe połacie ludzkiej działalności. Skoro tak, to nie przepuściła by więc okazji do wchłonięcia astrologii w pole swoich zainteresowań, gdyby istniał choć najmniejsza szansa na jej statystyczne potwierdzenie. Nie sądzę również, aby istniał jakiś spisek, czy lobby antyastrologiczne, które nie chce dopuścić astrologii na uniwersytety. Po prostu astrologia nie jest naukowa w rozumieniu współczesnej naukowości. Inaczej mówiąc nie jest intersubiektywnie sprawdzalna, tzn. reguły astrologiczne działają w jednym przypadku, a w innym nie, a próba wytłumaczenia dlaczego tak się dzieje spełzała i będzie spełzać na niczym.
Czym więc jest astrologia? Myślę, że w jej tradycyjnym ujęciu, tym które uwzględnia i planety i zodiak, astrologia jest po prostu konwencją mentalną. Jest pewnym rodzajem aktywności ludzkiej, którego głównym celem jest pobudzenie umysłu do stanu wieszczego i zaspokojenie ludzkiego pragnienia poznania przyszłości.
Ot i tyle…
Panto, Warszawa, 08.08.2004