Witam
Ostatnio krążyło mi po głowie określenie: "Saturn ma czas" - bo, przyznam się, choć pięknie brzmiące, nie było dla mnie zrozumiałe.
Aż tu nagle... Tak! Saturn ma czas, tak jak Mars go nie ma! A ponieważ natura obdarzyła mnie ognistym Marsem aplikującym kwinkunksem do Saturna ziemskiego, to problem znany mi był z dawna.
Takie ”co nagle, to po diable” „prześpij się z problemem” prześladowało od dzieciństwa – ile razy zapomniałam o czasie, tyle razy pac! Po łbie dostawałam od losu. Obecnie doszłam do takiego absurdu, że nawet gdy cos bardzo mi się spodoba, to czekam z zakupem do następnego dnia. Daję czas temu i sobie samej.
Jak się z tym żyje? Całkiem nieźle, świadomie wielce.
Może właśnie jest tak z naszymi radiksami, że uczą nas pewnych zachowań, a my nie zauważając tego narzekamy na cały świat, zamiast zrozumieć siebie?
Jak myślicie?
|